Ostatnie badanie dowiodło, że koszty środowiskowe korzystania z usług takich jak Uber czy Lyft, są wyższe niż samodzielna jazda autem.
O tym, że korki magicznie znikają, jak zamkniemy kilka ulic pisałam Wam ostatnio. Tym razem na tapet bierzemy sharing economy. Zgodnie z obietnicami firm takich jak Uber czy Lyft, usługi ride-sharingu miały spowodować, że w miastach znikną korki i jednocześnie zwiększy się popularność transportu publicznego. Tak się jednak nie stało. Efekt był odwrotny – ruch na drogach się zwiększył, a ludzie mniej chętnie wsiadali do autobusów i pociągów (jeszcze przed pandemią). Jazda autem od lat jest tematem środowiskowej debaty publicznej, ale teraz widzimy ją jeszcze w innym świetle.
Ostatnie badanie amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Carnegie Mellon wzięło pod lupę koszty zewnętrzne przesiadania się z prywatnych aut do pojazdów firm tworzących sieci transportowe. Dodatkowe koszty wynoszą średnio ok. 35 centów na jeden przejazd. Co więcej, tych dodatkowych kosztów nie zrekompensowałaby nawet w pełni zelektryfikowana flota pojazdów.
„Nawet jeśli odejmiemy samochody, nadal nie rozwiąże to problemu całego dodatkowego jeżdżenia, przez co inni użytkownicy dróg nadal ponoszą koszty” –
Jeremy J. Michalek, profesor Carnegie Mellon University, jeden z autorów badania
Nierówne koszty
O jakie koszty chodzi? To przede wszystkim całe spektrum tego, co jazda kosztuje pozostałych użytkowników dróg, nie zaś np. koszt zakupu auta. Autorzy badania porównali koszty 100 000 przejazdów prywatnymi samochodami z przejazdami z wykorzystaniem firm ride-sharingowych. Wykorzystano do tego otwarte dane z amerykańskich miast: Nowego Jorku, Austin, Chicago i stanu Kalifornia. W ramach prac oszacowano koszty środowiskowe standardowej jazdy autem, takie jak zanieczyszczenie powietrza, emisja gazów cieplarnianych czy wypadki drogowe. Następnie spróbowano porównać, czy korzystniej pod tym względem wypada Uber i Lyft, czy jeżdżenie prywatnymi autami.
Usługi ride-sharingu okazały się mniej szkodliwe pod kątem zanieczyszczeń powietrza. Chodzi o to, że najwięcej trujących cząstek stałych samochody uwalniają podczas rozruchu silnika. W przypadku korzystania z Uber i Lyft zanieczyszczeń jest mniej, bo auta cały czas są „na chodzie”, jeżdżąc od jednego klienta do drugiego. Samochody ride-sharingowe są też z reguły nowsze, a więc co do zasady wydzielają mniej zanieczyszczeń. Badacze oceniają, że tego typu usługi to nawet 50-60% niższe koszty środowiskowe pod kątem zanieczyszczeń powietrza w porównaniu do prywatnych aut.
Deadheading
Ta przewaga jest jednak niczym w porównaniu z tzw. deadheading, czyli okresami gdy kierowcy Uber i Lyft jeżdżą pustymi samochodami bez pasażerów i bagażu, np. czekając na zlecenie czy dojeżdżając do klientów. Według raportu Uber i Lyft „deadheading” odpowiada za nawet 40% tras przejechanych przez auta tych firm w badanych miastach USA. Na dodatek, jak szacują badacze z Carnegie Mellon, „deadheading” zwiększa jeszcze zużycie paliwa i związane z tym emitowanie gazów cieplarnianych o 20%. Rosną o 60% przez to także koszty społeczne związane z zakorkowaniem, wypadkami i hałasem.
W ogólnym rozrachunku korzystanie z takich firm jak Uber według badaczy zwiększa koszty środowiskowe o ok. 30-35% lub 35 centów (1.38 zł) za przejazd. W przypadku korzystania z samochodów zeroemisyjnych ładowanych ze źródeł odnawialnych, to koszty nadal będą wyższe o 16-17%. Jeśli natomiast zamienimy transport publiczny na ride-sharing, to koszty są aż trzy razy wyższe.
Zapytany przez dziennikarzy Bloomberga o komentarz w sprawie, menedżer komunikacji Lyft odpowiedział, że jeżdżenie prywatnymi autami nadal odpowiada za najwięcej emisji gazów cieplarnianych. Firma pracuje nad lepszym wykorzystywaniem pracy kierowców oraz zmniejszaniem okresu „deadheadingu”. Ma być także więcej współdzielonych przejazdów, chociaż te podczas pandemii zostały wycofane. Uber nie odpowiedział na przesłane pytania.
Biorąc pod uwagę powyższe dane, rodzi się pytanie, czy miasta nie powinny obarczać przejazdów ride-sharingowych jakiegoś rodzaju podatkiem. Np. Chicago pobiera dodatkową opłatę za wjazd z wykorzystaniem usług ride-sharingu do ścisłego centrum miasta, ale opłata jest niższa jeśli przejazd jest współdzielony z innymi pasażerami. Nowy Jork też planuje wprowadzenie podatku za wjazd na Manhattan. Z w rejonie San Francisco kolei pasy ekspresowe (express lanes) są płatne, aby zmniejszać korki.
Tekst pochodzi ze strony Bloomberg.com (którą Wam serdecznie polecam) i został przetłumaczony na język polski.
Tłumaczenie: Jakub Wojajczyk
Latem jeżdżę rowerem, a w ciągu roku autobusami. Z Ubera korzystam stosunkowo rzadko, bo zwykle staram się wracać do domu w taki sposób, aby wyrobić się na autobusy. Nie uważam abym przyczyniał się szczególnie do zanieczyszczania Ziemi, ale też nie wiem, jak żyć w dzisiejszym świecie, aby być w 100% przyjazny Matce Naturze.
Czy mogę zapytać, jak wypada różnica między firmami ride-sharingowymi a klasycznymi korporacjami taksówkarskimi?