Ostatnio o Wenecji głośno z powodu powodzi. Można by się zastanawiać dlaczego takie zjawisko dziwi – w końcu to miasto na wodzie, wydawałoby się to naturalne. No więc: niby tak, ale jakby nie do końca.
Nagłówki gazet krzyczą: „to koniec tego miasta” „Wenecja tonie” „Szykujmy się na najgorszy scenariusz”
Brzmi strasznie i niepokojąco, a do tego nie do końca wiadomo o co chodzi. Postanowiłam zebrać tu całą swoją wiedzę w tym temacie i opowiedzieć Wam o co w tym wszystkim chodzi.
Zacznijmy od początku
Miasto na wodzie? Wspaniały pomysł!
Tak mogłaby brzmieć historia początku Wenecji, w którym to jakiś władca czy przywódca chce pokazać możliwości swojego kraju i narodu. Mogłoby to być miasto, które byłoby zaprojektowane od podstaw pokazując osiągnięcia techniki, przekraczanie granic itp.
No, ale nie jest. Dlaczego?
Początki Wenecji były o wiele bardziej prozaiczne i sięgają IV wieku. Wtedy to, podczas Wielkiej Wędrówki Ludów, na terytorium Cesarstwa Rzymskiego u schyłku starożytności i w początkach średniowiecza (IV-VI wiek) plemiona barbarzyńskie dość znacząco odznaczały się na terytoriach, na których się pojawiały.
Mieszkanie na tych terenach wiązało się z dużym niebezpieczeństwem. Prawdopodobieństwo najazdu, złupienia i spalenia osady stawało się coraz większe. Nie bardzo było wiadomo też gdzie uciekać. Tereny obecnej Wenecji nie zachęcały – były to głównie bagna, mniejsze wysepki i mokradła. Jednak ucieczka na te tereny była jedyną opcją, dzięki której można było ocalić swoje życie. Ludzie nie mieli innej opcji, musieli wybrać: życie na mokradle lub pewna śmierć. Powoli więc zaczynały pojawiać się tam domy, osady, a w końcu miasto.
Niemożliwe nie istnieje
Wenecja może być dobrym przykładem powiedzenia „kiedy życie daje Ci cytryny, zrób lemoniadę”. Miasto powstało bowiem na 117 wyspach pośrodku laguny i jak się okazało, to miejsce stało się idealnym schronieniem przed napastnikami. Otoczenie wody i bagna, płytkie laguny i sieć kanałów były dla wielu nieprzyjaciół naturalną fosą i barierą nie do pokonania.
U zarania było to miasto-osada zbudowane głównie z drewna, ze ścianami wykonanymi z desek i dachami z cienkiej trzciny zamiast dachówek. Później powtarzające się pożary wymusiły nałożenie zakazu stosowania materiałów łatwopalnych w budownictwie.
Powoli wzrastała liczba budynków, laguny stawały się miastem. Rozbudowywano trakty, przez co przestrzenie między wyspami zmniejszały się. Budowanie miasta na wodzie było trudnym zadaniem – fundamenty musiały być budowane w taki sposób, aby sięgnąć przez niestabilne grunty aż po warstwę nośną. Głównym problemem, z którym musieli zmierzyć się budowniczowie, była słaba jakość (nośność) ziemi: warstwy mułu, piasku i gliny o niskiej wytrzymałości niezdolne były do przenoszenia dużych obciążeń.
Potrzeba matką wynalazku
Koniecznym rozwiązaniem było ciągłe dążenie do maksymalnej lekkości. Wiele konstrukcji (sklepienia kolebkowe, sklepienia krzyżowe itd) jest wykonanych nie z cegły, ale otynkowanego drewna o lekkiej ramie. To samo ze stropami – wykonywano je w konstrukcji drewnianej. Kamienia – unikano.
Najbardziej znanym systemem w Wenecji – choć nie tak powszechnym, jak mogłoby się wydawać (stanowiącym nie więcej niż 10-15% wszystkich fundamentów miasta) – jest system słupowy. Używano go głównie do podparcia ścian przy kanałach lub pod kolumnami i filarami.
Fundamenty zaczęto umacniać, tworząc zwięzłą konstrukcję drewnianych pali osadzonych blisko siebie na błotnistym dnie morskim. Wbijano je na tyle głęboko by sięgnęły stabilnego gruntu, zwanego „caranto”. Pale wyglądały trochę jak ołówki: z jednej strony końce kłód zostały zaostrzone, na górnym końcu zaś wierzchołki równano, a każdą szczelinę pomiędzy palami wypełniano mieszanką odłamków cegły i wapna.
Na tak przygotowanym fundamencie, układano pierwszy poziom drewnianej „podłogi”. De facto była to drewniana podwalina, która pozwalała na położenie fundamentów konstrukcji murowej. Był to długi, pracochłonny proces, ale dający świetne efekty: wiele domów stoi do dziś na kłodach położonych przed wiekami.
A dlaczego słupy nie gniją, chociaż są zanurzone w błocie? Ponieważ brakuje im tlenu niezbędnego do działania szkodliwych drobnoustrojów powodujących rozkład.
Fundamenty pozostałych ścian układano albo na warstwach desek tworzących tratwy, albo bezpośrednio na ziemi. W tym samym budynku często można znaleźć różne systemy fundamentów: rodzaj i rozmiar podwodnych fundamentów zaprojektowano tak, aby odpowiadały obciążeniom przenoszonym przez szkielet budynku, aby zagwarantować równomierne osiadanie.
Panta rei
Wszystko płynie, a w Wenecji nawet nie tylko płynie, co się rusza. Ten grząski teren nie ułatwiał sprawy. Niestabilne podłoże wymagało stosowania częstych dylatacji, czyli dzielenia budynków. Dlatego sporo z nich jest wąskich: działają jak małe segmenty/klocki, ułożone obok siebie, blisko, ale niezależnie. Jeśli grunt osuwałby się w jednym miejscu i spowodowałby uszkodzenie jednego obiektu, sąsiedni by się nie zawalił.
Dodatkowo unikano łączenia ścian z wyjątkiem zewnętrznych, zwanych ramą obwodową. Ta jest solidnie połączona, szczególnie w narożach, ale celowo nie ma połączenia z ścianami wewnętrznymi: dzięki temu mogą się „swobodnie” przesuwać (no, w granicach osiadania budynku).
Z drugiej strony brak takich połączeń stanowił problem – powodował bowiem większą niestabilność wysokich budynków. Szczególnie problematyczne było to widoczne w tych bardzo wąskich. Co więc postanowiono? Aby rozwiązać ten problem, wenecjanie zastosowali metalowe ściągi i kotwy między podłogami oraz ścianami.
Żelazo było rzadko używane i drogie aż do rewolucji przemysłowej w drugiej połowie XVIII wieku, jednak Wenecja, będąca znaczącym ośrodkiem handlowym, mogła sobie pozwolić na swobodnie korzystanie z tego materiału. Dzięki temu budowniczowie mogli rozwiązać specjalne konstrukcyjne problemy.
Gdybym był bogaczem
Jak to się stało, że miasto leżące, wydać by się mogło na końcu świata, stało się tak bogate? Cóż, to znowu całkiem logiczna historia. Skoro na wyspach nigdy nie było zbyt wiele miejsca do uprawiania roli, to konieczne było wyszkolenie się w żeglarstwie i handlu. Z czasem wenecjanie stali się mistrzami w budowaniu łodzi – opierali się na doświadczeniu i wprowadzaniu unowocześnień dzięki czemu mogli przemierzać coraz większe odległości. Przywozili różne ówczesne bogactwa: przyprawy, kruszce i inne. To przynosiło fortunę wielu rodom, których pałace dziś możemy oglądać przede wszystkim przy Canale Grande.
Wraz z bogacącymi się rodami, bogaciło się miasto. Wenecja stała się potęgą dzięki handlowi morskiemu, ponieważ jej położenie geograficzne pozwoliło być kluczowym pośrednikiem między Bliskim Wschodem a destynacjami w całej Europie. Spore kwoty wydawano też na stworzenie marynarki wojennej i budowanie baz wzdłuż całego wschodniego wybrzeża Adriatyku i w Grecji. Wszystko to zapewniło Wenecji znaczną ochronę przed piractwem i uczyniło z nich prawdziwego rywala na morzach.
Z racji, że przez miasto przepływały całkiem spore ilości cennych środków, a głównymi szlakami komunikacyjnymi są tu kanały i towary wyładowywano do składowisk znajdujących się na pierwszym pietrze domów to istniało całkiem spore ryzyko kradzieży i zniszczeń. Dlatego to Wenecja zaczęła rozwijać bankowość oraz to tu zaczęły powstawać firmy związane z ubezpieczeniami.
Jak żyć?
Wiemy już, że wiele ze środków było dostarczanych do tego miasta na wodzie. Pamiętajmy jednak, że jesteśmy wiele wieków wcześniej i na przykład nie możemy kupić zgrzewek wody dla całego miasta. No i tu pojawia się pytanie: skąd wenecjanie brali wodę?
Na to też był system – deszczówka.
Woda deszczowa była niezwykle cenna. Dlatego też dokładnie ją zbierano – z dachu do rynny na bruk, skąd spływała do specjalnie profilowanych zagłębień, a dalej przez warstwy filtrujące do studni.
Studnie mieściły się na Campiellos (dziedzińcach, placykach). Były to publiczne czerpnie świeżej wody, którą można było pobierać rano i po południu.
Ważne jest tu, by wspomnieć, że w Wenecji pada niemal równomiernie przez cały rok. Nie ma tu też pory suchej, w zimie stosunkowo opadów jest najmniej, ale wówczas lubią występować przypływy. Miasto więc ma dostęp do wody deszczowej praktycznie cały czas.
Woda wodzie nierówna
Wydaje się, że w Wenecji na wszystko mieli sposób. Ale, jak się okazuje, nie do końca. Ostatnie doniesienia wydają się jednocześnie bardzo zaskakujące jak i całkiem logiczne. O czym mowa? O tym, że Wenecja tonie.
Dlaczego to dziwi w mieście na wodzie? Czy jest to niebezpieczne?
Otóż tak, to zjawisko które w Wenecji występowało od zawsze, ale ostatnio bardzo przybiera na sile. Nie dość, że powodzie w tym mieście są w ostatnich latach znacznie częstsze, to także bardziej intensywne. 12 listopada 2019 roku odnotowano 187 centymetrów powyżej normalnego stanu wody – to drugi najwyższy wynik w historii. Rekord wynosi +194 centymetry i miał miejsce w 1966 roku.
Za podtopienia odpowiedzialny jest przypływ – tzw Aqua alta, czyli wielka woda. To termin używany we włoskiej prowincji Veneto – określa się nim wyjątkowo wysoki przypływ.
Wysokość fali zależna jest od kilku czynników. Po pierwsze – rodzaj przypływu. Jeśli ten występuje w układzie, kiedy księżyc i słońce występują w jednej linii, efekt jest nasilony.
Dodatkowo, jeśli przyjrzymy się Morzu Adriatyckiemu to zauważymy, że jest w proporcjach o wiele dłuższe niż szersze, a dostęp do niego jest tylko przez jedną cieśninę.
Do tego na tym obszarze występują różnice ciśnień, co powoduje znaczące wiatry, o wyjątkowo niekorzystnym dla Wenecji kierunku. W efekcie cała woda jest „wpychana” do miasta. Wenecja jest więc w sytuacji podbramkowej.
Co z tym zrobić?
Do niedawna istniało tylko jedno rozwiązanie – podnoszenie podłóg poprzez nadbudowywanie, czyli dokładanie kolejnych warstw podłogi. Badania archeologiczne pokazują, że takie działania były dość powszechne w przeszłości. W drugiej połowie XX wieku jednak pojawiły się nowe technologie, które umożliwiły zastosowanie systemów ochronnych. Pomysł polega na stworzeniu pod podłogą żelbetowych zbiorników, byłyby w stanie zbierać wodę pochodzącą z lądu i tym samym chronić budynki przed zalaniem. Rozwiązanie to jest jednak dość kosztowne i stosunkowo niebezpieczne dla konstrukcji całego budynku.
O wiele bardziej uniwersalnym rozwiązaniem miał być MOSE, czyli Modulo Sperimentale Elettromeccanico. Projekt zakładał stworzenie ruchomych barier w miejscach „wejścia” do laguny Weneckiej.
Mojżesz a Wenecja
Mose to w wolnym tłumaczeniu Mojżesz. Ta sugestywna nazwa świadomie została użyta w projekcie, którego celem było zatrzymanie wody w Wenecji. Pomysł opiera się na stworzeniu 4 barier złożonych z 78 bram, których podnoszenie będzie możliwe w momencie ogłoszenia Aqua Alto. W normalnych warunkach bramy, wypełnione są wodą i pozostają złożone. Podczas przypływu, sprężone powietrze powoduje opróżnienie bramy z wody i wzniesienie bariery nad wodę. Kiedy poziom wody spada, bramy znów napełniają się wodą.
Jak duże są te zapory? Niemałe. Najmniejsza brama ma wymiary 18,5 x 20 m i 3,6 metra grubości, a największa 29,5 x 20 i grubość 4,5 metra.
Dlaczego Mojżesz nie działa?
Według danych z listopada 2019 r. stan zaawansowania prac to 94, koszt budowy – 5,5 mld euro, a nowy przewidywany czas realizacji to 2021. Aby tak się stało powołano specjalną komisję, która ma pilnować poprawności wykonywania działań. Budowa MOSE do tej pory pochłonęła tyle czasu i pieniędzy z powodu… korupcji. W wyniku dochodzenia przeprowadzonego przez Włoski Urząd Antykorupcyjny aresztowano 35 osób, w tym przedstawicieli organów decyzyjnych.
Wątpliwość wzbudza też trwałość konstrukcji. Eksperci zwracają uwagę na to, że ta część zapór zaczęła już korodować i konieczna będzie ich renowacja. Dodatkowo, projekt nie podoba się ekologom, którzy krytykują niekorzystny wpływ na na ekosystem laguny.
Co dalej?
Teraz, w momencie, gdy Wenecja potrzebuje największej pomocy cenne będzie jeśli.. tam pojedziemy i zostawimy trochę pieniędzy. Jak podają autorzy tego artykułu Wenecji taki przychód jest obecnie bardzo potrzebny. Przewidywania nie są optymistyczne.
No dobrze, a potem?
Wg przewidywań ekspertów ocieplenie się klimatu sprawi, że poziom wody podniesie się przynajmniej o metr. Oznacza to ogromne zagrożenie dla miasta. Wenecja zaprojektowana jest na określony poziom wody.
Konstrukcja jest ściśle określona. To, co widzimy to najczęściej cegła, pod nią jednak jest kamień istryjski, czyli specjalny kamień, który odporny jest na działanie słonej wody. Podnoszący się poziom wody powoduje, że zalewana zostaje cegła, która łatwo niszczy się w kontakcie z wodą morską.
Dodatkowo, w wyniku działania wody, dochodzi do wypierania gruntu pod fundamentami co zaś powoduje przechylanie się budynków, ich pękanie i naruszanie konstrukcji.
Wenecja: Czy coś możemy z tym zrobić?
Nie ma jednego rozwiązania. Oczywiście bardzo ważne jest, by ukończyć projekt MOSE. Ale na tym się nie kończy.
Wiele mówi się o ograniczeniu ruchu turystycznego w Wenecji. Jak jednak pokazuje doświadczenie – zwiedzający są potrzebni. Zdecydowanie trzeba zastanowić się nad zakresem ich ingerencji w miasto.
Ogromnym problemem są wycieczkowce, które od kilku lat mają dostać zakaz wpływu do laguny. Ich wielkie gabaryty nie tylko nie zapewniają idealnej sterowności, tak potrzebnej w tak ciasnym mieście, ale są po prostu niebezpieczne. Jak wspomina Rzeczpospolita: Co roku 500 statków wycieczkowych przywozi do miasta 1,5 mln turystów. Dziennie do 55-tysięcznego miasta przybywa koło 30 tys. osób. Połowa z nich nie korzysta z lokalnej infrastruktury, ponieważ śpi i stołuje się na statku.
Dodatkowo tego typu statki spalinami zanieczyszczają powietrze, a każde ich wpłynięcie do portu powoduje ogromne fale oraz ruchy wodne. W efekcie zmianom ulega kształt dna, pogłębia się, a pasy piasku i błota przesuwane są w inne miejsca, co zwyczajnie zaburza równowagę laguny.
Na razie Wenecja ratuje się renowacją istniejących budynków. Jest to kosztowne, ale możliwe. Aby tego dokonać zamyka się kanał i dokładnie wymienia materiał.
Co jednak się stanie, jeśli poziom wody podniesie się na tyle, że nie będzie już ratunku dla miasta? Tego nikt nie wie, ale najbardziej odważne scenariusze przewidują przeniesienie całego miasta. Czy tak będzie? Czas pokaże.
Podobał Ci się tekst?
Wesprzyj mnie na Patronite.
+ przypominam, że można mnie znaleźć na moich Social Media