Jeśli zebralibyśmy wszystko to, co opisuję u mnie na Stories, okazałoby się, że tak naprawdę to tzw New Urbanism.
Szerokie chodniki, ograniczenie ruchu samochodowego, żywe ulice- to tylko kilka postulatów. Jaka jest reszta?
Po pierwsze: wszędzie blisko.
Praca, szkoła, sklep, bank, szpital? Wszystko w zasięgu ręki. A właściwie spaceru. Oddalenie usług o 15-20 min pieszo od domu sprawia, że chce się spacerować. A spacerujący człowiek jest mniej awanturujący się i zdrowszy, bo #walkablecity.
Do tego dodajmy mieszane funkcje. Nie robimy dzielnic monofunkcyjnych: mieszkalnych albo dzielnic pracy. Dlaczemu? Dlatemu, że korki. Co się stanie, jak wszyscy rano wyruszą w jedno miejsce? No właśnie.
Po drugie: jak już chodzimy, to po zaprojektowanych ulicach.
Szerokie chodniki, infrastruktura dla pieszych: wygodne przejścia, oświetlone ulice. Dużo ławek, zieleni. Bulwary, aleje. Zapraszające przestrzenie publiczne utrzymane w „ludzkiej skali” czyli stwarzające atmosferę bliskości, komfortu spaceru po mieście. Wyposażone ulice dają komfort. Oddzielamy też chodniki od ulic, najlepiej zielenią. Do tego dorzućmy jeszcze ograniczenie ruchu samochodowego, i wprowadzenie strefy tempo 30. Brzmi jak zaproszenie na spacer?
Po trzecie: robimy jezdnie, ale jako sprawnie działająca sieć.
Przecinaniu miasta szerokopasmowymi ulicami mówimy stanowcze NIE. Obwodnice są od tego, by kierować tam ruch. W centrum ruch rozbijamy na węższe ulice, które wymuszają powolniejszą jazdę. Stosujemy psychologię jazdy, nie robimy długich, prostych ulic, a kręte, węższe.
Dzielnica jest tradycyjna.
Sercem jest centrum. Tu mamy rynek, plac, miejsce kojarzące się ze „środkiem”. Tu też są budynki użyteczności publicznej i ogólnodostępna przestrzeń miejska.
Mieszamy funkcje i gatunki (jak na imprezie trunki). Nie tylko dzielnice robimy wielofunkcyjne, czyli zapewniające mieszkanie i pracę oraz dostęp do usług, ale także budynki. Partery mają sklepy, przedszkola, siłownie, barberów, salony urody, a wyżej albo biura albo mieszkania. Mix & match.
Do tego też różni mieszkańcy. Bezpieczna dzielnica to dzielnica, w której mamy różne warstwy społeczne i mieszkańców w różnym wieku i różnym pochodzeniu. To zapewnia uniknięcie efektu getta.
A jak budujemy? Też różnorodnie. Budynki na każdą kieszeń: trochę lepszych, trochę gorszych i tańszych. Ważne też jest dogęszczenie: środek ma być bardziej intensywny. W centrum więc ciaśniej, na obrzeżach trochę luźniej. Ale bez przesady- miasto się nie może się rozlewać. Musi mieć wyraźne granice, suburbia są niedozwolone. Przecież wszyscy wiemy, że małe domki pod miastem wyglądają ładnie tylko na wizualizacjach u inwestora.
Zbiorkom FTW
Sprawna komunikacja miejska, która jest alternatywą dla samochodu potrafi zdziałać cuda i rozładować korki. Tramwaje, metra, w ostateczności autobusy- to droga do sukcesu i miasta szczęśliwego. Ale by się przesiąść miasto musi gwarantować by przejazd był komfortowy i nie zabierał więcej czasu niż jazda samochodem. Przyjazdy na czas, minimalizacja przesiadek, nowy, zadbany tabor. I sieć oblegająca całe miasto, by każdy miał do zbiorkomu blisko.
Dorzućmy jeszcze do tego rowery oraz równie sprawny system dróg dla nich: odseparowanych od ulic i chodników, wystarczająco szerokich i oświetlonych. Wykończmy to zintegrowanym biletem na rowery miejskie działającym razem z komunikacją publiczną. Czy to aby nie brzmi jak plan?
Coś jeszcze? Owszem. To wszystko będzie działać tylko wtedy, gdy będziemy mieć świadomych obywateli. Mieszkańców, którzy tworzą wspólnotę decydują o inwestycjach, wiedzą co się dzieje w ich dzielnicy, uczestniczą w budżetowaniu wypowiadają się na temat przedsięwzięć. Bierność potrafi zabić najlepiej zaprojektowane miasta, bo miasto to ludzie.