Niedawno pisałam Wam o urban sprawl, czyli tym czym jest suburbanizacja i jak powstały te morza zabudowy pod miastem. Spory odzew dotyczący efektów zaznaczonych na końcu tekstu pokazał mi, że trzeba ten wątek znacznie bardziej rozwinąć.
Na wstępie jednak muszę zaznaczyć kilka kwestii. Po pierwsze: opisywany przeze mnie proces dotyczył Stanów Zjednoczonych. Suburbanizacja na polskim gruncie postępuje metodą “kopiegopejsta” czyli typowym naszym zapatrzeniem na zachód, podbijanym marketingowym podejściem, czyli nęceniem wizualizacjami. Proces ten jest u nas także na tyle świeży, że dopiero jako społeczeństwo zaczynamy odczuwać jego efekty.
Tu przechodzimy do drugiego punktu, czyli polskiej wersji American Dream i domku pod miastem. Takim naszym odpowiednikiem amerykańskich suburbs jest urbanizacja łanowa. By opisać czym jest, posłużę się wypowiedzią Joanny Kusiak:
“urbanizacja łanowa to zabudowywanie łanów rolniczych architekturą o charakterze miejskim. W Polsce działki rolne są najczęściej podłużne i ułożone pod kątem względem drogi. Oryginalnie ten kształt miał służyć temu, by podczas orania pola koń rzadziej musiał zawracać, nachylenie działki również miało ułatwiać orkę. Gdy synowie chłopa dziedziczyli ziemię, takie pasy ziemi rolnej były dzielone i stawały się coraz węższe. Dziś na nich buduje się miasto. Oczywiście, żeby wycisnąć z takiej działki kapitał, trzeba ją najpierw odrolnić.
Jeśli odbywałoby się to według merytorycznych reguł planowania urbanistycznego, działki należałoby najpierw scalić, a następnie podzielić na nowo, rozdając właścicielom kawałki o tej samej wielkości, ale innym kształcie. Tak tworzy się miejską sieć ulic.
W Polsce samorządy panicznie boją się scalać grunty, bo ideologicznie kojarzy się to z wywłaszczeniem i wymaga nakładów finansowych. Żeby wydzielić ulice, trzeba by było wypłacić rekompensaty. Znacznie łatwiej jest po prostu postawić coś na działce o nietypowym kształcie. W Warszawie najdziwniejszym rezultatem takiego działania jest dom przy ulicy Odkrytej 55. Gdy spojrzy się na niego z jednej perspektywy, wydaje się wąskim, pionowym klockiem. Gdy patrzymy z boku, okazuje się, że jest to bardzo długi, wąski apartamentowiec. Dzięki tej dziwnej formie udało się wycisnąć z tego łanu maksymalną ilość tak zwanych PUM-ów – powierzchni użytkowej mieszkań, czyli tego, na czym deweloper zarabia.”
Dlaczego suburbanizacja?
Pojęcie rozlewania się miast (ang. urban sprawl) nie jest nowe i oznacza luźną lub nieregularną zabudowę pod miastem. Wzrost zamożności i mobilności społeczeństwa zachęcał do przenoszenia się na tereny podmiejskie, które oferowały dostęp do natury, ciszę i relatywnie niższe koszty życia (tańsze działki czy koszty budowy domów). Naturalnym stało się przenoszenie pod miasto przy równoczesnym zachowywaniu pracy w mieście i codziennym dojeżdżaniu. Realizacja marzeń o domu z ogródkiem stała się faktem. Do tego dostępność samochodu, a co za tym idzie niwelację trudów transportu i mamy właśnie taki pogłębiający się trend.
Dlaczego tego nie powstrzymać? Podstawową strategią przeciwdziałania temu procesowi rozlewania się polskich miast powinny być miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, jednak te wciąż uchwalane są niechętnie (pokrycie nimi gmin to dalej zaledwie 30%). Obecnie każda gmina planuje swój rozwój indywidualnie i chce być ludniejsza – bogaci się z poboru podatków od liczby mieszkańców. Do tego urbanistyki i gospodarki przestrzennej nie traktuje się u nas poważnie. Planowanie “odgórne” wciąż kojarzy nam się z socjalizmem, którego przecież boimy się jak ognia.
Cała lista negatywów
Ogólnie zjawisko to charakteryzuje się:
- rozproszoną zabudową o niskiej gęstości
- oddzieleniem podstawowych miejsc takich jak praca, dom, szkoła i sklepy
- dużą zależnością od samochodów w podróży
- zwiększeniem wpływu na środowisko przez nowe zabudowania i infrastrukturę a co za tym idzie nieprzepuszczalną powierzchnią w zlewniach
- fragmentacją i degradacją siedlisk organizmów
I co z tego, powiecie? Cóż, jeśli strata czasu przez siedzenie w aucie dzięki zwiększeniu średnich odległości podróży dla codziennych tras Was nie przekonuje, to dorzucam kolejne wątki.
Środowisko
Główne skutki to zwiększone zużycie energii i wpływu na środowisko. Oddziaływania suburbanizacji zagrażają środowisku znacznie bardziej niż miasto – to tu największa jest emisja gazów cieplarnianych (na mieszkańca) powodujących zmiany klimatu. To także wzrost emitowanych do atmosfery zanieczyszczeń w wyniku wzmożonych podróży samochodem i ogrzewania domów. Całkiem spora antropopresja.
Jednym z głównych problemów środowiskowych związanych z rozrastaniem się jest utrata siedlisk organizmów, a następnie zmniejszenie różnorodności biologicznej. Urbanizacja zagraża masie gatunków roślin i zwierząt. Suburbanizacja zakłóca rodzimą florę i faunę i wprowadza inwazyjne rośliny do ich środowisk – następuje redukcja naturalnych ekosystemów i przerywanie naturalnych korytarzy ekologicznych i krajobrazu. Jakby tego było mało to także zanieczyszczenie gleb wyższej klasy bonitacyjnej, a indywidualne zbiorniki do odprowadzania odpadów, w które wyposażone są liczne domy jednorodzinny, niosą ryzyko degradacji gleb i wód podziemnych.
Mylne jest też pojęcie bliskości z naturą. To tu następuje największe zanikanie terenów zieleni, które wcześniej były argumentem przenoszenia się na tereny podmiejskie. To tu także następuje pogorszenie uwarunkowań aerosanitarnych (stan czystości powietrza) prowadzące do obniżenia warunków życia. Paradoksalnie jest to właśnie skutek postępującej zabudowy.
Suburbanizacja a zdrowie
Jeśli nie można poruszać się pieszo, komunikacją zbiorową lub rowerem, musimy jechać do szkół, sklepów, miejsc rozrywki, spotkań itp. samochodem. W ten sposób stajemy się bardziej osiadli. Mieszkańcy rozległych miast chodzą mniej w czasie wolnym i ważą więcej niż mieszkańcy miast kompaktowych i zwartych. Siedzący tryb życia zwiększa ryzyko ogólnej śmiertelności, chorób sercowo-naczyniowych i niektórych rodzajów raka. Wpływ niskiej sprawności fizycznej jest porównywalny z nadciśnieniem, wysokim poziomem cholesterolu i cukrzycą. A o #pieszopomieście na suburbiach ciężko – wypadki samochodowe stanowią główną przyczynę śmierci i są główną przyczyną wypadków. Mieszkańcy takich obszarów są na ogół bardziej narażeni na śmierć w wypadku samochodowym, a piesi na tu są bardziej zagrożeni niż ci na obszarach miast.
Uzależnienie od samochodów prowadzi także do emisji spalin, które przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza i związanych z tym negatywnych skutków dla zdrowia ludzi. Ponadto zmniejszona aktywność fizyczna wynikająca z częstszego użytkowania samochodu ma negatywne konsekwencje zdrowotne. Powietrze na nowoczesnych przedmieściach niekoniecznie jest czystsze niż powietrze w dzielnicach miejskich. W rzeczywistości najbardziej zanieczyszczone powietrze znajduje się na zatłoczonych wjazdówkach, na których ludzie na przedmieściach tracą codziennie najwięcej czasu.
Suburbanizacja to także ogromne opóźnienia w czasach reakcji służb ratunkowych związane z ich dojazdem.
Aspekt społeczny
Brak zaplanowanych przestrzeni publicznych stanowiących miejsca spotkań/ integracji skutkuje osłabieniem więzi społecznych. Tereny suburbiów nie są wystarczająco wyposażone w miejsca kultury, a konieczność ciągłych dojazdów może skutkować zanikiem życia społecznego. Żeby mieć dostęp do oferty kulturalnej oraz by spotkać się ze znajomymi musimy także dotrzeć do miasta. Oznacza to stratę kolejnych godzin na dojazdy, generowanie kolejnych kilometrów za kółkiem lub skazanie się na komunikację zbiorową, która w tych rejonach (jeśli w ogóle występuje) jest mocno okrojona. Niestety, to potwierdza tylko tezę, że w wyniku pogorszenia się jakości transportu publicznego w Polsce po roku 1989, samochód stał się jedynym środkiem lokomocji mogącym sprostać wyzwaniom szybkiego tempa współczesnego życia na takich terenach.
Chaotycznie powstające osiedla są także w większości przypadków grodzone i ogólnie niedostępne – efektem jest podział „my – oni”, który znamy także z miasta. Zwarte dzielnice mogą sprzyjać swobodnym interakcjom społecznym między sąsiadami, a rozlewanie się tworzy bariery. Sprawl ma tendencję do zastępowania przestrzeni publicznych przestrzeniami prywatnymi, takimi jak ogrodzone podwórka. W wyniku otrzymujemy społeczeństwo zupełnie nie inkluzywne, posegregowane ze względu na status materialny i wiek. Homogeniczna struktura mieszkańców takich osiedli to także taki sam tryb życia, w tym wyjazdy do pracy i powroty z niej. W trakcie dnia cały ten obszar ulega wyludnieniu, wieczorami zaś, po powrocie, z racji braku miejsc “socjalizujących” i zmęczenie ośmiogodzinną pracą oraz nieraz ponad godzinnym dojazdem, mieszkańcy nie wychodzą z domów, nie poznają sąsiadów i okolicy.
Skutki? Więzi społeczne ulegają zaniknięciu, często dochodzić może do wykluczenia społecznego. Wykluczeniem transportowym objęci są szczególnie nastolatkowie, którzy chcąc prowadzić życie towarzyskie, a nie mając prawa jazdy, uzależnieni są od tego, czy rodzice ich podwiozą (i odbiorą).
Suburbanizacja a Ekonomia
Wiemy już, że teoretycznie domek pod miastem jest tańszy. Ale czy napewno? Niestety, tu też jest wiele ukrytych kosztów. W aspekcie ekonomicznym zjawisko rozproszenia zabudowy skutkuje przeznaczeniem zbyt dużych terenów pod inwestycje i przesuwaniem się terenów rolniczych. To także rosnące koszty budowy i utrzymania podstawowych sieci i infrastruktury technicznej. Każdy chce mieć prąd i dostęp do kanalizacji, prawda? Tylko, że na działce, która była do niedawna polem, tego nie ma. W przeliczeniu na mieszkańca przy zabudowie terenu domkami jest to o wiele droższe.
Wzrost kosztów związany jest także z zobowiązaniami finansowymi gminy z tytułu uchwalania planów miejscowych – wraz z uchwaleniem planu lokalny samorząd powinien wykupić grunty pod nowe drogi i przygotować i utrzymać uzbrojenie. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa szacuje, że koszt odszkodowań za przejmowane działki sięga ok. 90,686 mld zł. Koszt uzbrojenia terenu w pełni zabudowanego w Bobrowcu jest 16-krotnie wyższy niż w Londynie, a Koszt budowy pełnej infrastruktury technicznej dla zabudowy chaotycznej (Kępa Zawadowska – 174 ha – ok. 120 tys. zł/dom, dla modelowego osiedla o zwartej zabudowie (176,29 ha) zaś – ok. 61 tys. zł/dom (Źródło: MIiB, Konferencja konsultacyjna – prezentacja Kodeksu urbanistyczno-budowlanego, 2016).
Często działki ulegają także działaniom spekulacyjnym i ich koszt wzrasta. Wydłużenie czasu dojazdu do pracy to także aspekt ekonomiczny. W końcu czas to pieniądz.
Przestrzeń
No i w końcu jakość przestrzeni. Polski problem przestrzenny niestety pogłębia się z każdym nowym podmiejskim osiedlem. To pogłębiający się chaos związany z rozproszeniem zabudowy oraz zaburzeniem układu kompozycyjno-funkcjonalnego struktur miejskich. Takie osiedla to monokultury, miejskie sypialnie, zupełnie nie stworzone do życia i utracone walory estetyczno-krajobrazowe. Nowoczesna zabudowa nie szanuje charakteru miejsca, powstaje w oderwaniu od tradycyjnej wiejskiej zabudowy i jej kontekstu. Brak tu też przestrzeni publicznych, ponieważ jedyne, co powstaje to szeregówki na wąskich oraz sięgających w głąb pól uprawnych działkach.
Co dalej?
Suburbanizacja w Polsce co prawda to jeszcze nie poziom Stanów Zjednoczonych, ale niestety problem pogłębia się i co więcej, ma tendencję do stawania się coraz bardziej chaotycznym.
Winny jest oczywiście poważny kryzys w urbanistyce i właściwie zanik racjonalnej gospodarki przestrzennej.
Jak podkreśla Ministerstwo Infrastruktury i środowiska, istnieje potrzeba podjęcia szeregu istotnych działań, dla których oprzyrządowanie prawne powinno znaleźć się w przygotowanym Kodeksie Urbanistyczno-Budowlanym i proponowanych w nim zmianach do wielu ustaw.
By suburbanizacja się skończyła w takim wydaniu, główne kierunki działań powinny obejmować kształtowanie dobrze funkcjonujących pod względem ekonomicznym i eksploatacyjnym struktur osadniczych na scalonych gruntach. To dałoby podstawę do bardziej ludzkiego charakteru takiego rozwoju. Osiedla nie mogą być wyspami sypialnymi, dryfującymi wśród terenów o zupełnie innym charakterze. Do tego konieczne jest ich skomunikowanie z miastem siecią tramwajową, kolejową i poprawa jakości transportu zbiorowego (częstsze kursy autobusów, sieć tras pokrywająca teren plus buspasy na dojazdówkach).
Przydatne byłoby także przebudowanie systemu planowania i jego formuły, z koniecznością wdrażania zasad zintegrowanego planowania, w tym partycypacji.
Do tego wszystkiego jeszcze oczywiście edukacja, edukacja i jeszcze trochę edukacji. Społeczeństwo świadome nie da się nabrać na wizualizację mówiącą, jak wspaniale będzie się mieszkać w domku odciętym od wszystkich usług. Suburbanizacja to nie marzenie. Potrzeba nam dużo więcej świadomości w zakresie podstawowych mechanizmów gospodarki przestrzennej, ale mam nadzieję, że ten wpis w tym choć trochę pomógł.
W sumie wszystko co zostało tu napisane to racja. Ale jest też druga strona medalu – jakie są alternatywy. Mieszkam obecnie na 48m2 w wielkiej płycie. Poszukując mieszkania ok 70 metrowego z 3 sypialniami mam kilka opcji:
-Kamienice w spauperyzowanym centrum i nieciekawe sąsiedztwo.
-Wielką płytę na dużym dobrze skomunikowanym osiedlu
– deweloperskie potworki z lat 90′ i 00′ stawiane gęsto i jak popadnie
– nowe deweloperskie potworki – stawiane gęsto i jak popadnie jeszcze dalej od centrum i słabo skomunikowane.
– stary dom w mieście przeważnie za duży na malutkiej działce – do kapitalnego remontu.
Takie są opcje w obecnych miastach gdzie przez 30 lat nikt również nie zadał sobie kilku kluczowych pytań. Oczywiście zmienia się to, ale umówmy się, wywalczenie kilku m2 trawnika zamiast betonu, czy kilkuset metrów ścieżki rowerowej to nie jest rozwiązanie wszystkich problemów.
Jest wielu ludzi, którzy bardzo chętnie zostaliby w mieście, gdyby oferowało one sensowne alternatywy.
Podpisuję się pod tym. Niebawem wyprowadzamy się na przedmieście – z mieszkania na blokowisku-sypialni na rogatkach miasta. Czasy dojazdu mnie nie szokują – będzie dalej zaledwie o 7 minut. Całe życie musiałam dojeżdżać do szkoły godzinę zbiorkomem.
Naprawdę, chętnie zostałabym w mieście, ale nie bardzo wiem gdzie – i za jakie pieniądze. Przesiadka z miejskiej sypialni na suburbium to dla mnie luksus.
Może to pomysł na kolejny tekst? O alternatywach?
Cześć 🙂
W kontekście tematu polecam książkę „ekologiczne i fizjonomiczne koszty bezładu przestrzennego”.
Pozdrawiam
O, ciekawe, bedę zgłębiać 🙂
W Polsce akurat miasta są i tak bardzo mało rozlane w porównaniu z Zachodem (Paryż, Londyn) czy nawet Wschodem. Weźmy sobie taką Litwę – kraj 3,5 mln mieszkańców, Wilno – 600 tys. mieszkańców ( tak jakby Warszawa miała 6 milionów!), Kowno 350 tys. mieszkańców ( tak jakby Kraków miał 3,5 mln), Kłajpeda z Połągą 200 tys. mieszkańców ( tak jakby Trójmiasto miało 2 mln).
Albo Szwecja – kraj raptem 10-milionowy a Sztokholm ma powyżej 1 mln mieszkańców. To tak jakby Warszawa miała 3,7 mln mieszkańców. Goteborg pół miliona – to tak jakby Kraków miał 1,8 mln.
W Polsce i tak jest bardzo duży odsetek ludności wiejskiej i małomiasteczkowej.
Trochę tu manipulacji i złudzeń optycznych. Blok przy Odkrytej 55 ma wymiary nieodbiegające od standardowych bloków wielorodzinnych. Nie jest ani wąski ani nadmiernie długi. Po prostu jego bok jest ścięty jak trapez i tworzy się takie złudzenie optyczne. Mieszkania w tym bloku mają przyzwoite rozmiary około 50m2 i są całkiem dobrze rozplanowane.
To prawda, że zdjęcie nie oddaje stanu faktycznego budynku i trochę zakłamuje. Budynek jednak, co wpisuje się w treść artykułu, jest wciśnięty w nieproporcjonalnie długą działkę, co nie pozwala na kształtowanie zdrowej zabudowy.
Warto też zwrócić uwagę na powstałą niedawno inwestycję na ul. Odkrytej 50, również wciśniętą w przeraźliwie długą działkę, na dodatek zabawnie blisko sąsiednich osiedli. To samo stanie się z blokiem z ul. Odkrytej 55, gdy działki obok niego zostaną zabudowane.
Pytanie jest – czy takiej chcemy przestrzeni w Polsce?
Śmieszni jesteście. Mieszkanie w wolnostojącym domu lub szeregowcu na przedmieściach jest nadal bardziej komfortowe od 1) mieszkania w bloku z wielkiej płyty 2) mieszkania w odrapanej kamienicy 3) mieszkania w bloku deweloperskim na powierzchni np. 45 m2. Nie każdy może sobie pozwolić na budowanie na własną rękę wolnostojącego domu na wsi – praca jest głównie w mieście, kredyt łatwiej dostać na zbudowanym już przez dewelopera domu, nie trzeba szukać działki itp.
Dla większości ludzi to jest najlepsza opcja, bo dom oferuje więcej przestrzeni niż mieszkanie, a bliskość miasta to bliskość miejsca pracy, lokali usługowych, czy rozrywki. Jednocześnie bardziej kameralna i cicha okolica, mniejszy ścisk niż w mieście i jednak niższa cena/metr więc można mieć więcej przestrzeni mieszkalnej za podobne pieniądze. Jedyny minus to konieczność posiadania auta, ale to nie problem w dzisiejszych czasach chyba :/